Czesc kolorowy-mik
Wcześniej pisałeś że masz jakieś stroje po 60zł masz może jeszcze jakieś i gdzie ty je czy tam ktoś szył i za jaką cene ?
Jazda w grupie
Moderatorzy: MirekCz, null, PeterCave
JAZDA W GRUPIE
Uwaga: prezentowany materiał oparty na moich własnych przemyśleniach i nie podlega dyskusji!!
Jazda w grupie zależy od okoliczności i założonych celów. Jeżeli mała grupa ustali sobie własny rytm i tempo, które odpowiada wszystkim, mają do pokonania kilkanaście kilometrów, to jadą równo wymieniając się sprawiedliwie na prowadzeniu. Każda zmiana tempa, gwałtowne przyspieszenie jeżeli nie służą konkretnemu celowi /dogonienia jakieś bliskiej ucieczki/ powodują utratę sił i w konsekwencji mogą doprowadzić do rozbicia grupy. Tu odwołam się do konkretnego przykładu Maratonu Gdańskiego. Odjechała czołówka - Marek, Jasiu, Koral, Zico - następna grupa Mirek, Karola, Gregor, Kolor, Piotr, Magda i ja. (Dwoje ostatnich po wywrotce) Powoli ustaliło się tempo. Mirek miał z nas najwięcej siły i ambicje by dogonić czołówke. Odjechał w momencie gdy ja się jeszcze nie pozbierałem do końca. Widziałem jak odjeżdża ale jeszcze zbierałem siły po upadku. Potem narzuciłem mocniejsze tempo chcąc dogonić czołówkę, która była w zasięgu rzutu beretem, ale nie daliśmy rady. Przy okazji zgubiliśmy po drodze dwóch kolegów - najpierw Kolora a potem Piotra. W tym miejscu mam żal do siebie, bo mieliśmy jechać dla radochy jechania a zdżarła mnie ambicja i zamiast poczekać na zagubionych piłowałem jak oszalały. Do półmetka jeszcze mieliśmy szansę dopaść prowadzących ale potem, gdy zaczęły się podjazdy, szansa na dogonienie była coraz mniejsza. Jechaliśmy wtedy czwórką i strategią optymalną było utrzymanie równego tempa. Jeżeli w tym momencie podjechałby z tyłu ktoś szybszy i chciał narzucić tempo o kilka km szybsze prawdopodobnie nikt z nas by nie podjął wyzwania. Celem było dojechanie a nie zarżnięcie się. Tak możemy jechać jednak w małych maratonach i we własnej grupie. Na dużych wyścigach jeżeli nie ma się własnego teamu realizującego swoją taktykę zawodnik zdany jest na siebie i musi dokonywać wyborów z kim jechać, jakim tempem, czy prowadzić, czy załapać się do wężyka, który przejeźdża obok z nieco większą prędkością, czy pozostać i jechać dalej równym tempem. Czasem może się okazać, że przeskoczyliśmy do szybszej grupy tracąc siły na zmianę tempa, a za parę sekund mija nas poprzednia grupa jadąca stale równym rytmem. Ale umiejętności wyborów nabiera się z ilością startów. Należy też wczuć się w swój organizm i zdecydować jak jechać by dojechać, a przy okazji zrealizować postawiony swój własny cel (zrobić jeszcze lepszy czas na danym dystansie, pokonać kogoś czy po prostu dojechać). I nie można robić tragedii z faktu, że ktoś jedzie szybciej - ma siły niech jedzie. Mam siłę jechać szybciej jadę, nie mam siły zostaję. Często się zdarza na treningach, że podjeżdża Marek wyprzedza mnie i jedzie dalej no cóż jest lepszy. Zdarza się, że jadę z całą grupą równym tempem, na gce pod zegarem mi odjeżdżają - trudno. Trzeba jechać takim tempem by dojechać - do mety. AMEN
Jazda w grupie zależy od okoliczności i założonych celów. Jeżeli mała grupa ustali sobie własny rytm i tempo, które odpowiada wszystkim, mają do pokonania kilkanaście kilometrów, to jadą równo wymieniając się sprawiedliwie na prowadzeniu. Każda zmiana tempa, gwałtowne przyspieszenie jeżeli nie służą konkretnemu celowi /dogonienia jakieś bliskiej ucieczki/ powodują utratę sił i w konsekwencji mogą doprowadzić do rozbicia grupy. Tu odwołam się do konkretnego przykładu Maratonu Gdańskiego. Odjechała czołówka - Marek, Jasiu, Koral, Zico - następna grupa Mirek, Karola, Gregor, Kolor, Piotr, Magda i ja. (Dwoje ostatnich po wywrotce) Powoli ustaliło się tempo. Mirek miał z nas najwięcej siły i ambicje by dogonić czołówke. Odjechał w momencie gdy ja się jeszcze nie pozbierałem do końca. Widziałem jak odjeżdża ale jeszcze zbierałem siły po upadku. Potem narzuciłem mocniejsze tempo chcąc dogonić czołówkę, która była w zasięgu rzutu beretem, ale nie daliśmy rady. Przy okazji zgubiliśmy po drodze dwóch kolegów - najpierw Kolora a potem Piotra. W tym miejscu mam żal do siebie, bo mieliśmy jechać dla radochy jechania a zdżarła mnie ambicja i zamiast poczekać na zagubionych piłowałem jak oszalały. Do półmetka jeszcze mieliśmy szansę dopaść prowadzących ale potem, gdy zaczęły się podjazdy, szansa na dogonienie była coraz mniejsza. Jechaliśmy wtedy czwórką i strategią optymalną było utrzymanie równego tempa. Jeżeli w tym momencie podjechałby z tyłu ktoś szybszy i chciał narzucić tempo o kilka km szybsze prawdopodobnie nikt z nas by nie podjął wyzwania. Celem było dojechanie a nie zarżnięcie się. Tak możemy jechać jednak w małych maratonach i we własnej grupie. Na dużych wyścigach jeżeli nie ma się własnego teamu realizującego swoją taktykę zawodnik zdany jest na siebie i musi dokonywać wyborów z kim jechać, jakim tempem, czy prowadzić, czy załapać się do wężyka, który przejeźdża obok z nieco większą prędkością, czy pozostać i jechać dalej równym tempem. Czasem może się okazać, że przeskoczyliśmy do szybszej grupy tracąc siły na zmianę tempa, a za parę sekund mija nas poprzednia grupa jadąca stale równym rytmem. Ale umiejętności wyborów nabiera się z ilością startów. Należy też wczuć się w swój organizm i zdecydować jak jechać by dojechać, a przy okazji zrealizować postawiony swój własny cel (zrobić jeszcze lepszy czas na danym dystansie, pokonać kogoś czy po prostu dojechać). I nie można robić tragedii z faktu, że ktoś jedzie szybciej - ma siły niech jedzie. Mam siłę jechać szybciej jadę, nie mam siły zostaję. Często się zdarza na treningach, że podjeżdża Marek wyprzedza mnie i jedzie dalej no cóż jest lepszy. Zdarza się, że jadę z całą grupą równym tempem, na gce pod zegarem mi odjeżdżają - trudno. Trzeba jechać takim tempem by dojechać - do mety. AMEN