Witam,
Pozwolę sobie na wypowiedź w tym temacie - przytoczę historyjkę, którą sam przeżyłem.
Było to prawie 2 lata temu, uczyłem się jeździć już trochę czasu i natknąłem się na dziewczynę na rolkach na ul.Belwederskiej w Warszawie (dość łagodny, ale b. długi zjazd w dół, naprawdę się można rozpędzić ). Sam miałem hamulec i powoli, cały czas hamując zjeżdżałem sobie w stronę ul. Spacerowej. Dziewczę o którym mowa czepiało się płotu i wykonując jakieś dziwne manewry na granicy upadku próbowało nie jechać w dół w niekontrolowany sposób. Na moje pytanie o hamulec odparła z dumą - umiem już jeździć, zdjęłam hamulec !!! Zjechałem na dół Belwederskiej i minąłem faceta, który chyba na nią czekał... To sobie jeszcze poczeka - pomyślałem . Podejrzewam, że to on podsunął dziewczynie pomysł, żeby jeździć bez hamulca skoro już "umie jeździć". On chyba umiał, na nią nie poczekał.
Oczywiście nie każdy musi się wybierać na ulice prowadzące w dół, ale nie zawsze wiadomo na co się trafi kiedy się wybierzemy na rolki. A potem w najlepszym razie wyczyniamy jakieś dziwne wygibasy wyglądając naprawdę żenująco pomimo dumy z tego, że "już umiem jeździć bez hamulca". A w najgorszym... To raz.
Dwa, że od T-stopa zniekształciłem sobie dotychczas 3 kółka (nierówne starcie) zjeżdżając z kładki pomiędzy jedną a drugą stroną Pól Mokotowskich. Oczywiście ktoś powie, że za mocne hamowanie, zła technika itp. Ale przy hamulcu takich problemów bym nie miał (jeżdżę bez - czasem zjadę po schodach przodem, czasem pojeżdżę na tylnym kółku itp.). A nawet przy równomiernym zużywaniu kół, to oszczędność w kupowaniu nowych kół (z reguły droższych niż guma do hamulca) to kolejny argument za używaniem hamulca.
Kwestia hamulca.
Moderatorzy: MirekCz, null, PeterCave
Re: Kwestia hamulca.
Dorzucę swoje trzy grosze,jako że w świeżej pamięci mam swoje początki z rolkami (jeżdżę dopiero trzeci miesiąc).
Na zupełnym początku,gdy jedynie ostrożnie poruszałam się na rolkach do przodu (nie widzę frajdy w wywrotkach),zresztą po własnym mieszkaniu i strychu, hamulec był tak zbędny jak różowa kokardka. Jeździłam wcześniej na nartach i dla mnie najbardziej naturalnym sposobem hamowania był pług.Jest też najprostszy i najbardziej intuicyjny.Może nie wygląda efektownie na rolkach,ale działa.Człowiek nie ma poczucia,że balansuje na granicy utraty równowagi,a w skrajnym przypadku można złożyć się tak,że po prostu kończy się przysiadem na tyłku.
Nie wyobrażam sobie rozpoczynania nauki hamowania od używania hamulca,z tej prostej przyczyny,że wymaga ona jednak już jakiej takiej koordynacji i panowania nad ciałem,żeby móc sobie pozwolić na ślizg na jednej nodze,z drugą stopą opartą jedynie na hamulcu. U mnie ta nauka przyszła w sposób naturalny później (niestety w moim mieście nie ma instruktorów - uczę się sama). A i tak nie uważam tej metody za szczególnie skuteczną.Po prostu jakaś alternatywa. W sytuacji zagrożenia i konieczności błyskawicznej reakcji raczej mało przydatna. Co nie zmienia faktu,że warto się jej nauczyć jak każdej innej umiejętności.Ale używanie tego jako absolutnie pierwszej metody na hamowanie wydaje mi się nieporozumieniem.
Przekładanki uczyłam się z hamulcem i zgadzam się,że jak to dla kogoś za trudne,to powinien poczekać z nauką przeplatanki.
Natomiast pierwszy raz hamulec zaczął mi zdecydowanie przeszkadzać przy pierwszych próbach slalomów na kubeczkach Tak że do takich zabaw musi być odkręcany.
Na zupełnym początku,gdy jedynie ostrożnie poruszałam się na rolkach do przodu (nie widzę frajdy w wywrotkach),zresztą po własnym mieszkaniu i strychu, hamulec był tak zbędny jak różowa kokardka. Jeździłam wcześniej na nartach i dla mnie najbardziej naturalnym sposobem hamowania był pług.Jest też najprostszy i najbardziej intuicyjny.Może nie wygląda efektownie na rolkach,ale działa.Człowiek nie ma poczucia,że balansuje na granicy utraty równowagi,a w skrajnym przypadku można złożyć się tak,że po prostu kończy się przysiadem na tyłku.
Nie wyobrażam sobie rozpoczynania nauki hamowania od używania hamulca,z tej prostej przyczyny,że wymaga ona jednak już jakiej takiej koordynacji i panowania nad ciałem,żeby móc sobie pozwolić na ślizg na jednej nodze,z drugą stopą opartą jedynie na hamulcu. U mnie ta nauka przyszła w sposób naturalny później (niestety w moim mieście nie ma instruktorów - uczę się sama). A i tak nie uważam tej metody za szczególnie skuteczną.Po prostu jakaś alternatywa. W sytuacji zagrożenia i konieczności błyskawicznej reakcji raczej mało przydatna. Co nie zmienia faktu,że warto się jej nauczyć jak każdej innej umiejętności.Ale używanie tego jako absolutnie pierwszej metody na hamowanie wydaje mi się nieporozumieniem.
Przekładanki uczyłam się z hamulcem i zgadzam się,że jak to dla kogoś za trudne,to powinien poczekać z nauką przeplatanki.
Natomiast pierwszy raz hamulec zaczął mi zdecydowanie przeszkadzać przy pierwszych próbach slalomów na kubeczkach Tak że do takich zabaw musi być odkręcany.